4.6 Gdy ktoś chce adoptować dziecko, piętrzą się przed nim problemy biurokratyczne. Dlaczego tak bardzo utrudnia się procedury adopcyjne?

Gdy ktoś chce adoptować dziecko, piętrzą się przed nim problemy biurokratyczne. Dlaczego tak bardzo utrudnia się procedury adopcyjne? Czy długie przebywanie dziecka poza rodziną nie wpływa negatywnie na jego późniejsze życie? Jak, Pana zdaniem, pobyt w domu dziecka determinuje rozwój człowieka?

Problem jest złożony. W pewnym sensie jest to słuszne, że rodzice chętni do zaadoptowania dziecka nie przychodzą po nie „jak do sklepu” by wybrać towar: płeć, kolor oczu i włosów, z dodatkowym życzeniem by ojciec dziecka był noblistą, a już co najmniej profesorem. Tak, rodzice powinni się do adopcji przygotować i nie jest to problem zbędnej biurokracji. Znam ośrodek, w którym przygotowanie (tak jak ciąża) trwa 9 miesięcy. Doświadczeni fachowcy przygotowują rodziców adopcyjnych do nowej sytuacji w życiu, a jednocześnie rozpoznają czy małżeństwo rzeczywiście jest gotowe na przyjęcie z miłością dziecka.

Inną sprawą jest czekanie na przyznanie dziecka do adopcji. Tu trudno się dziwić, że trzeba poczekać, bo dzieci do adopcji nie pojawiają się na zamówienie.

I wreszcie trzecia sprawa to czas od urodzenia do adopcji. Ten czas może najbardziej negatywnie dotknąć adoptowane dziecko. Wydłużający się czas pobytu w domu dziecka zawsze negatywnie wpływa jego na rozwój. Znam jednak taki przypadek: matka, ze środowiska patologicznego, raz w miesiącu dzwoniła do domu dziecka prosząc o odnotowanie na piśmie tego faktu. Nawet nie pytała o syna. Chłopiec do pełnoletniości wzrastał w domu dziecka, bo matce nie odebrano praw rodzicielskich i tym samym nie kwalifikował się do adopcji. W zasadzie jego sytuacja wydawać by się mogła przegrana. Jednak nie ma czegoś takiego jak determinacja losu człowieka. Wiem, że takie przykłady należą do rzadkości, jednak ten chłopak przełamał „fatum” losu. Dzięki księdzu katechecie w szkole średniej odnalazł Boga. Ochrzcił się, przyjął komunię, sakrament bierzmowania. Ukończył Studium Rodziny na Papieskim Wydziale Teologicznym i … założył szczęśliwą rodzinę. Jest mężem i ojcem trójki dzieci. O zwycięstwie życiowym tego chłopaka zadecydowały niezwykły reżim w pracy samowychowawczej i głębokie nawrócenie. Wiem, że niestety nie jest to częsty przypadek, bo jedynym naprawdę dobrym terenem wychowawczym jest kochająca się, trwała rodzina. Czas przebywania dziecka poza rodziną w oczywisty sposób jest dla dziecka niekorzystny by nie powiedzieć dramatycznie zły. Niestety życie potwierdza, że późne adopcje praktycznie zawsze wiążą się z wielkimi trudnościami. Najlepszą sytuacją dla dziecka (przy całym dramacie odrzucenia przez rodziców) jest adopcja natychmiastowa po urodzeniu. Bywa, że matka zrzeka się dziecka jeszcze przed urodzeniem. Prawo daje jej szansę by po urodzeniu jednak zmieniła decyzję (do 6 tygodni po porodzie). Myślę, że jest to pozytywne mimo pewnych kłopotów z tego wynikających. Rodzice adopcyjni nie mogą wziąć dziecka do siebie zaraz po urodzeniu. Jednak przy odrobinie dobrej woli mogą się tym dzieckiem opiekować poza swoim domem (np. w szpitalu) i tak doczekać do prawomocnego wyroku sądu przyznającego im dziecko. W przypadku, gdy dysfunkcyjnym rodzicom naturalnym trzeba odebrać dziecko sprawa wygląda dużo gorzej. Tu rzeczywiście biurokratyczne przepisy raczej chronią złych rodziców niż bezbronne i niewinne dzieci. Jest niestety przykrym faktem, że sądowe procedury „przygotowujące” dziecko do adopcji ciągną się niemiłosiernie długo z oczywistą krzywdą dla dziecka wzrastającego poza domem rodzicielskim.

Powrót do listy Częstych pytań