Czystość małżeńska – TWM 3-2024

Czystość małżeńska ma zasadniczy wpływ na powodzenie małżeństwa, jego trwałość i dozgonne szczęście.

Dość powszechnie mówi się, w różny zresztą sposób, o czystości przedmałżeńskiej. Propagowanie czystości to piękna i ze wszech miar pożyteczna idea, która owocuje dobrem w przyszłych małżeństwach i w realizacji innych powołań życiowych młodych ludzi. Idea ta sprzeciwia się brudom tego świata i zachęca do płynięcia pod prąd, bo tylko tą drogą można dotrzeć do źródła – Miłości – Boga (patrz: Jan Paweł II, Tryptyk rzymski).

Zgodnie z zamysłem i planem Stwórcy

Niestety, wielu, mówiąc o czystości przedmałżeńskiej, spłyca tę ideę i ogranicza ją w sposób formalny do „niewspółżycia” przed ślubem. Co prawda dobre i to, lecz postawa młodych przy takim formalnym podejściu wcale nie musi być właściwa i budująca. Przykładowo, spotkałem kiedyś parę studentów (w trakcie ich przygotowywania się do małżeństwa), którzy programowo z założenia nie współżyli. Jednak uprawiali petting (pobudzające pieszczoty), doprowadzając ciała obojga do reakcji orgazmu, jak w czasie współżycia. Można by nazwać takie działanie masturbacją w parze. Oni naprawdę nie widzieli w swym działaniu niczego niestosownego czy grzesznego. Przecież nie współżyli, a ponadto „się kochają” i „niedługo, bo za 5 miesięcy, się pobiorą”. Pamiętam długą nocną rozmowę, w której odpowiedzieliśmy sobie na pytanie „dlaczego nie”. Zrozumieli, podjęli decyzję o wyborze prawdziwej czystości i zrezygnowali z wszelkich działań pobudzających, a wynikających z pożądania. Wiem, że się to im udało i weszli w małżeństwo z właściwą postawą (tylko proszę nie mówić, że to niemożliwe, bo było to faktem, a z faktami się nie dyskutuje).

Przejdźmy jednak do czystości małżeńskiej, o której się niemal nie mówi. Jest to w pewnym sensie zrozumiałe wobec płytkiego rozumienia czystości w ogóle. Przed ślubem „nie wolno”, po ślubie „wolno”, więc nie ma o czym mówić. Zwróćmy uwagę, że do stanu czystości poza małżeństwem współżycie płciowe „nie przynależy”, podczas gdy do czystości małżeńskiej „przynależy” i to, można rzec, obligatoryjnie. W czystość małżeńską wpisane jest więc współżycie jako element ją czynnie potwierdzający i budujący miłość. Oczywiście musi to być współżycie czyste, czyli zgodne z naturą, lub – inaczej mówiąc – z zamysłem i planem Stwórcy. Wielce myli się ten, kto myśli, że w małżeństwie wszystko wolno. Oczywiście wolno czynić wszystko, co buduje komunię, służy dobru i prawdziwie rozumianej miłości, lecz nie wolno czynić niczego, co miłość niszczy. W szczególności nie wolno „zanieczyszczać” relacji małżeńskich, czyli występować przeciwko czystości małżeńskiej. Doświadczenie uczy, że wprowadzona w życie prawdziwa, głęboko rozumiana czystość małżeńska ma zasadniczy wpływ na powodzenie małżeństwa, jego trwałość i dozgonne szczęście (nie mówiąc już o szczęściu wiecznym). Gotów jestem zaryzykować twierdzenie, że czystość małżeńska jest najważniejszym warunkiem do osiągnięcia szczęścia przez małżonków, a jej zniszczenie zawsze prowadzi do ruiny małżeństwa. Rzeczywiście, praktyka w poradni małżeńskiej potwierdza, że rozpadowi małżeństw towarzyszy prawie zawsze nieczystość w sferze płciowości, w seksualnych relacjach małżeńskich.

Spróbujmy zatem zdefiniować czystość małżeńską. Można mówić o czystości w sensie szerokim, obejmującym całą rzeczywistość małżeńską, i w sensie węższym – koncentrując się na sferze płciowości.

Czym jest czystość małżeńska

Czysty – znaczy stuprocentowy, bez domieszek i zanieczyszczeń, a więc taki, jaki powinien być ze swej natury (np. czyste powietrze, czysta woda itd.). Jednocześnie czysty, czyli funkcjonujący w sposób najbardziej zgodny ze swą naturą, przeznaczeniem przez Stwórcę, a tym samym w efekcie – będący najbardziej szczęśliwym.

Tak więc, chcąc się poważnie zastanawiać nad czystością małżeńską, musimy powiedzieć sobie, co jest naturą małżeństwa, czyli, czym małżeństwo tak naprawdę powinno być.

Czystość małżeńska jest najważniejszym warunkiem do osiągniecia szczęścia przez małżonków, a jej zniszczenie zawsze prowadzi do ruiny małżeństwa

Po pierwsze: małżeństwo to powołanie, jedna z dróg (najpowszechniejsza) do świętości, zbawienia. Małżeństwo powinno być trwałą, dozgonną, wierną i wyłączną wspólnotą dwojga kochających się osób – mężczyzny i kobiety, czyli męża i żony, wspólnotą osób zbudowaną na zasadach miłości, czyli wzajemnej troski o dobro. Skoro największym dobrem człowieka jest świętość i zbawienie, to małżeństwo powinno być wspólną drogą do świętości. Święty Jan Paweł II powiedział wręcz, że :”celem małżeństwa jest wspólna droga do świętości przez budowę komunii osób na wzór komunii Osób Boskich”.

Drugim celem małżeństwa (obok świętości) jest rodzicielstwo. Małżeństwo powinno być otwarte na przekazywanie życia, a nawet powinno odczuwać powinność w tej dziedzinie. Winno być gotowe na przyjęcie i wychowanie każdego poczętego dziecka, nawet wówczas, gdy poczęło się niespodziewanie i gdy wymaga to ogromnego trudu i poświęcenia. W dziedzinie przekazywania życia małżeństwo powinno kierować się roztropnością i wielkodusznością. Roztropnością, by każdemu poczętemu dziecku móc zapewnić godne człowieka warunki rozwoju, i wielkodusznością, by odważyć się na przyjęcie liczniejszego potomstwa, mimo niewątpliwego trudu wychowania większej gromadki dzieci. Słowem, małżeństwo w dziedzinie przekazywania życia powinno być odpowiedzialne. Odpowiedzialne rodzicielstwo to termin, którym posługuje się nauka Kościoła, a świat robi wszystko, by się Kościołowi przeciwstawić, by odpowiedzialne rodzicielstwo zniszczyć, zdeformować, zredefiniować, albo nawet ośmieszyć. Powstają zatem w świecie takie kuriozalne i makabryczne zarazem pomysły jak kontrola urodzeń (birth control), gdzie w imię rzekomej odpowiedzialności zachęca się do zabicia dziecka poczętego, jeżeli nie miałoby mieć odpowiednich warunków rozwoju lub pełni zdrowia po urodzeniu. Podobnie, znowu pod hasłami „odpowiedzialności”, postuluje się na skalę masową niszczenie własnego zdrowia w dziedzinie płodności (zgódźmy się, że płodność jest elementem zdrowia).

Przemysł antykoncepcyjny

Gigantyczna światowa machina przemysłu antykoncepcyjnego, której celem jest niszczenie zdrowia, usprawiedliwia się pokrętnie rozumianą odpowiedzialnością za przekazywanie życia. Jeśli dodamy, że środki antykoncepcyjne mają ukryte działania poronne (dokładniej: powodują śmierć żywej istoty ludzkiej po jej poczęciu), to widzimy, że swoista to „odpowiedzialność” za dobro poczętego dziecka.

Skoro największym dobrem człowieka jest świętość i zbawienie, to małżeństwo powinno być wspólną drogą do świętości

Pomysł, by likwidować chorobę przez zabijanie pacjenta, jest rzeczywiście makabryczny. A przecież badania prenatalne (przedurodzeniowe) nierzadko robi się wyłącznie w celu wykrycia choroby, co pozwala „legalnie” (zgodnie z prawem stanowionym, oczywiście nie naturalnym) wykonać wyrok śmierci na zupełnie bezbronnym i całkowicie niewinnym dziecku. Jeśli dodamy, że postuluje się takie działanie, wzywając do odpowiedzialności za zdrowie przyszłych pokoleń, to włos się jeży na głowie. Pewien profesor, dyrektor kliniki, deklarował: „W naszej klinice już niedługo rodzić się będą wyłącznie dzieci zdrowe”. Brzmi to pozornie pięknie, tyle że w jego ustach znaczyło to: „Wytropimy wszystkie dzieci chore i zamordujemy je, zanim się zdążą urodzić!”. Myślę, że nie warto w tym miejscu zajmować się omawianiem szerokiej gamy wynaturzonych i tym samym nieczystych pomysłów szerzących się w świecie. (Odnotujmy tylko, że ostatnio przygniatającą większością głosów dopisano do konstytucji Francji „prawo do aborcji”. Jest to wynaturzenie, zasługujące na miano degeneracji zwiastującej upadek cywilizacji europejskiej.) Znacznie pożyteczniej będzie przyjrzeć się normie pozytywnej zawartej w nauce Kościoła.

Wspólna droga do świętości

Kościół naucza, że pierwszym i najważniejszym celem pobytu człowieka na ziemi jest zbawienie. Zatem najważniejszym celem małżeństwa jest wspólna droga do świętości. Tak więc wszystko, co sprowadza z tej drogi, zasługuje na miano nieczystości. Jest to bardzo szerokie widzenie czystości i nie będziemy się nim w tym momencie zajmowali.

Drugim celem małżeństwa jest rodzicielstwo – przekazywanie w miłości życia dzieciom i wychowywanie ich. Odpowiedzialne rodzicielstwo i bezpośrednio z nim związane działania na terenie płciowości wytyczają niejako pole czystości małżeńskiej, rozumianej w sensie węższym. Mówiąc językiem świata: seks małżeński powinien być czysty. Takie jest potoczne rozumienie czystości i nim się zajmiemy. Tak więc o czystości małżeńskiej decydują wszelkie działania składające się na przekazywanie życia w miłości, działania zgodne z naturą, czyli zgodne z planem Stwórcy. Są to jednocześnie działania zgodne z nauczaniem Kościoła Katolickiego, który plan Stwórcy najlepiej odczytuje i tłumaczy. Jakiekolwiek działania sprzeczne z naturą płciowości niszczą czystość małżeńską.

Przyjrzyjmy się zatem naturze rzeczy. Współżycie płciowe ma nierozerwalny podwójny sens: jedność dwojga – budowa relacji miłości małżeńskiej  i przekazywanie życia w miłości – rodzicielstwo. (Por. Humanae vitae, Rzym 1968) Działanie wbrew temu „sensowi” lub/i rozdzielające jedność od rodzicielstwa staje się bezsensowne i niszczące dla człowieka. Tak więc żadne, nawet najgorętsze, pragnienie jedności nie usprawiedliwia współżycia poza małżeństwem, bo tylko małżeństwo może zagwarantować potrzebne poczętemu dziecku warunki rozwoju. Mówiąc otwarcie: współżycie poza małżeństwem jest zawsze nieczyste, grzeszne, niszczące ludzi i ich więzi. Z drugiej strony, nawet najszczersze pragnienie „posiadania” dziecka nie usprawiedliwia działań godzących w jedność małżeńską. Takim działaniem jest bezsprzecznie każde współżycie poza małżeństwem (zarówno to nastawione na zażywanie nieuprawnionej przyjemności, jak i to, by „zrobić sobie” dziecko, by mieć „coś” swojego).

Prawdziwa czystość małżeńska pogłębia miłość i owocuje pełnią szczęścia na ziemi oraz otwiera drogę do szczęśliwej wieczności

Zauważmy też, że sztuczne unasiennienie czy skorzystanie z techniki in vitro eliminuje element jedności małżeńskiej. Każde dziecko ma prawo do poczęcia na skutek miłosnego aktu jego rodziców. Godność osoby ludzkiej – dziecka poczętego się tego domaga. (por. Dunum vitae, Rzym 199..?)  Dziecka, w którego poczęciu brali udział rodzice, tato i mama, jako współpracownicy samego Boga Stwórcy. Porażająca jest świadomość „ufającej człowiekowi bezbronności” Boga uczestniczącego w akcie stworzenia każdego dziecka nawet wówczas, gdy rodzice postępują niegodnie i grzesznie. Oczywiście jawnie nieczyste jest zarówno współżycie godzące w jedność (zdrada, gwałt), jak i „oprzyrządowane” środkami niszczącymi płodność (antykoncepcja, środki poronne, sterylizacja). Wreszcie nieczyste jest zamierzone złożenie nasienia poza miejscem z natury do tego przeznaczonym (otwarta na przyjęcie nasienia męża pochwa żony, niczym nie odgrodzona, nie zatruta czy okaleczona w celu ubezpłodnienia).

Słowem, współżycie płciowe (choć wpisana jest w nie przyjemność) nie może stać się terenem rozrywki wyrwanym z kontekstu rodzicielstwa ani też (choć naturalnym skutkiem może być poczęcie dziecka) nie może stać się terenem „produkcji” dziecka. Zatem nieczystość małżeńska może być dwojakiego rodzaju: jako wynik niszczonej jedności lub/i niszczonej płodności.

Płciowość i płodność

Płciowość i płodność jest pięknym darem ofiarowanym człowiekowi do zagospodarowania. Oczywistym zamysłem Stwórcy jest, by dar ten wykorzystywać w celu budowy jedności małżeńskiej (komunii osób) i przekazywania życia w miłości. Każde inne wykorzystanie przez aktywność seksualną tego daru prowadzi do nieszczęścia nieczystości.

Małżeństwa korzystające z „dobrodziejstw” antykoncepcji rozwodzą się znacznie częściej niż te, które po nią nie sięgają

Wielkim bólem dzisiejszego, bezbożnego i wynaturzonego świata i źródłem wielu tragedii jest rozprzestrzenianie się „nowej koncepcji” płciowości (antykoncepcji) przeciwnej koncepcji Stwórcy. Głosi ona „postępowo”, że płciowość jest do zabawy, a płodność jest przeszkodą, przypadłością, którą należy skutecznie usunąć.

Zauważmy od razu, że jawnym celem wszelkiej antykoncepcji jest niszczenie płodności. Antykoncepcja również rozbija jedność.  Potwierdzają to badania i statystyki (te można zanegować) i… doświadczenie życiowe. Moje pochodzi z ponad czterdziestoletniej pracy z małżeństwami przeżywającymi kryzysy (tego nie da się zanegować.)  Małżeństwa korzystające z „dobrodziejstw” antykoncepcji rozwodzą się znacznie częściej niż te, które po nią nie sięgają. Nie może być mowy o czystości małżeństwa współżyjącego antykoncepcyjnie. Idąc dalej, małżeństwa sprzeciwiające się czynnie Bożej koncepcji płciowości i płodności, łamiąc swą własną naturę, są, bo muszą być, nieszczęśliwe. Nieszczęśliwe, bo nie mogą zażywać pełni szczęścia, jaką Bóg przygotował człowiekowi żyjącemu w małżeństwie już tu na ziemi.

Jedyną drogą do czystości małżeńskiej jest dostosowanie działań płciowych do natury, którą Stwórca wpisał w swe stworzenie. O okresowej płodności małżeństwa decyduje cykliczny rytm hormonalny wpisany w ciało kobiety. Natura płciowości i płodności jest dziś tak dobrze poznana, że każde odpowiedzialne małżeństwo może zapanować nad żywiołem płodności. Każdy żywioł (ogień, woda…) nieokiełznany staje się siłą niszczycielską, lecz ujęty rozumem ludzkim w odpowiednie ramy, staje się wielką, przyjazną i pomocną człowiekowi siłą. Każde rozumne i panujące nad własną seksualnością małżeństwo może całkowicie skutecznie odłożyć poczęcie kolejnego dziecka (oby z dostatecznie ważnych powodów) wyrażając sobie miłość przez współżycie jedynie w dniach, w których doprowadzenie do poczęcia jest niemożliwe. Może również stworzyć optymalne warunki do poczęcia współżyjąc, najlepiej po kilku dniach przerwy, w dniach bezpośrednio poprzedzających jajeczkowanie. Jednak czy dziecko się pocznie czy nie leży poza kompetencjami człowieka. Małżonkowie mogą tylko stworzyć optymalne warunki do poczęcia i… pokornie prosić Boga o łaskę rodzicielstwa. Bóg Stwórca będący panem życia powoduje, że w nieznanym rodzicom momencie dochodzi do poczęcia nowego człowieka. Każde dziecko jest wielkim darem, który powinien być zawsze przyjmowany z ogromną wdzięcznością. Sam lęk przed dzieckiem nie przystoi człowiekowi. Lęk przed największym darem od samego Boga? Owszem małżeństwo ma prawo nie planować kolejnego dziecka, lecz nigdy nie powinno się go bać. Lęk ma moc zniszczenia wszystkich wyższych przeżyć i powoduje, że współżycie małżeńskie nie przynosi pozytywnego efektu w postaci pogłębionej więzi miłości małżeńskiej. Żywioł płciowości i płodności ludzkiej może być potężną siłą budującą jedność małżeńską i służącą przekazywaniu życia w miłości, odpowiedzialnemu rodzicielstwu. Trzeba tylko użycia dwóch elementów (przymioty stwórcze): rozumu – by nauczyć się rozpoznawać dni, w których współżycie może doprowadzić do poczęcia, a w których nie, i woli – by potrafić zrezygnować ze współżycia, gdy jego skutek mógłby być sprzeczny z aktualnymi zamierzeniami prokreacyjnymi małżeństwa. Prawdziwa czystość małżeńska pogłębia miłość i owocuje pełnią szczęścia na ziemi oraz otwiera drogę do szczęśliwej wieczności.

Jacek Pulikowski