Prosto o czystości małżeńskiej (List do Jacka Pulikowskiego) – TWM 2-2023

Każda fizyczność dla mojego męża musi się kończyć łóżkiem albo zaspokojeniem jego niegasnącego pożądania, a mnie to paraliżuje przed swobodą w okazywaniu mu czułości. Proszę o poradę, jak dotrzeć do niego.

Szczęść Boże!

Piszę do Pana troszkę w akcie desperacji. Problem, który trapi moje małżeństwo, jest delikatny i zupełnie nie wiem, jak go rozwiązać. Konsultowałam się telefonicznie z księdzem, który zajmuje się kryzysami małżeńskimi, i on polecił mi separację. Jednak ja sobie tego nie wyobrażam.

Separacja jest sensowna, a nawet konieczna, gdy krzywdziciel zagraża innym członkom rodziny fizycznie (nastaje na ich zdrowie czy życie), psychicznie (uniemożliwia ich normalnie funkcjonowanie) lub duchowo (np. szydzi z ich wiary, uniemożliwia praktyki religijne, żąda grzesznych zachowań, np. w sferze seksualnej, czy wręcz przymusza do bezbożnych praktyk, typu czary, wróżby albo magia).

Separację należy rozumieć jako czasowe odizolowanie w celu wyleczenia i/lub nawrócenia. Pozostali członkowie rodziny powinni się troszczyć o odseparowanego i modlić się za niego, by mógł powrócić uzdrowiony do domu. Zauważmy, że separacja w odróżnieniu od rozwodu nie daje możliwości wejścia w legalny, lecz grzeszny (cudzołożny) kolejny związek cywilny. Na rozwód żaden sakramentalny małżonek nigdy nie powinien przyzwolić ani go ułatwić (np. zgadzając się na niego). Tak rozumiem separację.

Mam 36 lat, mąż 40. Małżeństwem jesteśmy siedem lat. Mamy dwoje dzieci. Zachowałam dziewictwo do ślubu.

To bardzo ważne, lecz pełna czystość, do której jesteśmy zobowiązani wiarą (a jednocześnie rozumem i zdrowym rozsądkiem), to znacznie więcej. Obejmuje ona świadome unikanie jakiegokolwiek pobudzenia seksualnego w bliskości kochających się osób. Kluczem jest niezwykle trudna, ale możliwa, bezinteresowna czułość. Czułość nieszukająca przyjemności we własnym pobudzeniu seksualnym czy wręcz w reakcjach ciała jak we współżyciu płciowym (wytrysk nasienia, orgazm). Praktykowanie prawdziwej czystości jest niesamowitą szkołą panowania nad pobudzeniami seksualnymi i reakcjami ciała. Doświadczenie czystej znajomości jest bardzo pomocne w budowaniu prawdziwej miłości. Jest również wsparciem w pokonaniu złych skutków wcześniejszej nieczystości przeżywanej w pojedynkę lub w związku oraz w wyzwoleniu z uzależnień w dziedzinie seksualności.

Mąż miał wiele przygód przede mną (nawrócił się po burzliwym, nastoletnim czasie).

To nigdy nie pozostaje bez śladu. Całkowicie wyzwolony (podobnie jak niepijący alkoholik) musi do końca życia uważać, by nie upaść i nie pogrążyć się w dawnych grzechach. Jak pisał św. Paweł: „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł” (1 Kor 10,12). Przychodzi na myśl również stara maksyma: Pan Bóg żałującemu wybacza zawsze, człowiek czasem, natura nigdy. Każdy grzech jest wykroczeniem przeciwko własnej naturze i tym samym krzywdzeniem samego siebie. Skutkuje oddalaniem się od własnego szczęścia na ziemi oraz w wieczności. O, gdybyśmy to zrozumieli i wzięli to sobie do serca!

Przymuszanie do bliskości seksualnej i/lub wprost do współżycia przed ślubem […] zawsz kładzie się cieniem na późniejszym współżyciu małżeńskim

Po ślubie widziałam (chyba wcześniej też to dostrzegałam), że mąż ma duży problem z napięciem seksualnym – masturbuje się systematycznie. Przypuszczam, że ogląda filmy o charakterze pornograficznym (nie wiem, jak twarda to pornografia).

To, niestety, zawsze wpływa na sferę intymną w małżeństwie. Najmądrzejsze, co może zrobić mężczyzna (nawrócony i wyzwolony) z takim doświadczeniem, to w sytuacji intymnej całkowicie zdać się na żonę i jej widzenie intymności. Powinien uszanować wszystkie lęki i niechęci żony w tej materii. Jeżeli zacznie realizować „swoje” (rodem z pornografii, której scenariusze pisze zły duch) pomysły w tej dziedzinie, to od początku będzie żonę ranił i blokował ją na przeżywanie intymności z mężem. Tak, niechęć żon do współżycia (niestety, dość powszechna) bierze się przede wszystkim z lęków związanych z przeżywaniem bliskości intymnej. Przymuszanie do bliskości seksualnej i/lub wprost do współżycia przed ślubem (brak gwarancji bezpieczeństwa dla kobiety i ewentualnie poczętego dziecka) zawsze kładzie się cieniem na późniejszym współżyciu małżeńskim.

Od pierwszych zbliżeń czułam się trochę traktowana przedmiotowo, ale nie mając doświadczenia, myślałam, że to ze mną jest coś nie tak. I choć bardzo źle się czułam z tym, jak wygląda nasze pożycie, poddawałam się mężowi.

Czując zło moralne, należało się temu spokojnie, ale stanowczo przeciwstawić. Dziś zanikło u kobiet poczucie, że to one są urodzonymi nauczycielkami miłości, zarówno w kontaktach codziennych, jak i w sferze intymnej. Innymi słowy – kobiety przestały być nauczycielkami miłości dla mężczyzn, a mężczyźni przestali chcieć się uczyć od kobiet, jak należy je traktować (również w sferze intymnej), żeby były szczęśliwe. Szczęśliwa żona, czująca się kochaną to najlepsza gwarancja na spełnienie wszystkich godziwych, czyli prowadzących do szczęścia, potrzeb i pragnień męża.

Mój mąż i ja od początku znajomości wiedzieliśmy, że Bóg powinien być na pierwszym miejscu w naszym małżeństwie. Na samym początku znajomości jeździliśmy nawet na rekolekcje.

To rokuje dobrze.

W międzyczasie mąż zaczął odchodzić od Boga i luzować praktyki religijne. Ja poszłam za nim tą drogą, ale zaczęła mnie ona wyniszczać.

Oczywiste jest, że odejście od Boga zawsze niszczy. Grzech zawsze oddala od Boga i rodzi „ślepotę” na zło moralne. Dobrze, że Pani to dostrzega, bo to daje nadzieję na uratowanie Waszego małżeństwa i Waszej rodziny.

Nie potrafię żyć bez Boga. Przeżyłam nawrócenie i dostrzegłam, jak wiele zła i egoizmu jest między mną a mężem i jak ohydne jest nasze pożycie.

Pani nawrócenie musi się mężowi… opłacić. Niezgoda na grzech zabierze mu grzeszne i niszczące przyjemności. „W zamian” musi Pani mu coś dać. Być lepszą, troskliwszą, zabiegającą o dobro męża żoną. Pani nawrócenie ma go pociągnąć do Boga, a nie spowodować ostateczne odwrócenie się od Niego. Tu potrzeba wielkiej mądrości i pokory. Trzeba odmówić mężowi grzesznego współżycia (np. antykoncepcji), a jednocześnie zaprosić go do współżycia pięknego, czystego, podobającego się Bogu. Należy niejako „wytłumaczyć się” małżonkowi, że Pani inaczej już nie może, że grzeszne współżycie niszczy Waszą miłość, a Pani pragnie, by ona pięknie rozkwitała.

Dziś zanikło u kobiet poczucie, że to one są urodzonymi nauczycielkami miłości, zarówno w kontaktach codziennych, jak i w sferze intymnej

Brzydzę się grzechem, a to, co nas łączy w czasie współżycia, nie ma żadnego związku z czystym Bożym aktem małżeńskim, będącym zwieńczeniem i dopełnieniem, a nie podstawą zaspokajania pożądania w związku. Mąż mnie zmusza do rzeczy, które są dużym przekraczaniem moich granic. Zgadzam się z posłuszeństwa i dla spokoju, ale czasem płaczę, bo nie wytrzymuję tego napięcia we mnie. Często staram się myśleć o czymś innym, by się odciąć od tego doświadczenia.

Każda zgoda wbrew sobie powoduje rosnącą niechęć do współżycia. Oby mąż to zrozumiał! Jeśli to przyjmie do wiadomości, to będzie to podstawa zmian dla Was na lepsze, co zawsze (póki żyjemy) jest możliwe.

Mąż wie, że jest to dla mnie trudne, ale nie czuje empatii, wręcz przeciwnie – obraża się na mnie, wpada w złość i czasem obraża mnie słownie.

Niestety, większość mężczyzn nie zdaje sobie sprawy z tego, że swoją postawą blokują w żonie chęć wyrażania miłości przez współżycie małżeńskie. Tymczasem współżycie prawidłowe i naturalne (jak Pan Bóg przykazał) jest pięknym i bardzo silnym środkiem budowy miłości, a zarazem szczęścia w małżeństwie. Takie współżycie otwiera żonę na intymność i nierzadko sprawia, że ona sama ją inicjuje. Jest to marzenie wielu mężów, niestety, często nieświadomych, że sami udaremniają spełnienie tych pragnień. Może warto w tym miejscu wyjaśnić, jakie współżycie jest naturalne i prawidłowe, bo tylko takie spełnia swą rolę i pogłębia miłość małżeńską. Po pewnym przygotowaniu (dość dowolnym, ale akceptowanym w pełni przez obie strony), gdy narządy rozrodcze są fizjologicznie przygotowane (wzwód, przekrwienie warg sromowych, nawilgotnienie pochwy), następuje zjednoczenie narządów rozrodczych (umieszczenie członka w pochwie) i wytrysk nasienia męża do otwartych i niczym nieokaleczonych (prezerwatywa, hormony antykoncepcyjne, poronne, spirala itp.) dróg rodnych żony. Przy czym postawa małżonków powinna wyrażać się gotowością do przyjęcia naturalnego owocu współżycia – poczętego dziecka. Małżonkowie mogą oczywiście nie planować potomka (współżyjąc w czasie niepłodności), ale zawsze powinni być gotowi na przyjęcie nawet niespodziewanie poczętego dziecka. Słowem, chodzi o postawę otwarcia na życie.

Mąż zmusza mnie do współżycia poza dniami niepłodnymi. Sygnalizuję mu, że powinniśmy poczekać, ale zazwyczaj kończy się to wtedy ejakulacją poza mną.

Takie działanie jest obiektywnie złe moralnie i nosi znamiona masturbacji, czyli samogwałtu. To straszne, ale jest to rodzaj samogwałtu z „użyciem” ciała żony. Powinna Pani się starać siebie i męża przed tym uchronić. Jak? Rozumiem, że nie planujecie obecnie poczęcia dziecka. Pani ma wiedzę na temat swojej aktualnej płodności, więc niech Pani weźmie sprawę w swoje ręce. W czasie tzw. niepłodności po jajeczkowaniu (100% pewności o niemożliwości poczęcia) niech Pani sama zaprasza męża do współżycia (choćby codziennie), stawiając jedynie elementarne wymogi niezbędne dla Pani (np. higiena, odizolowanie od otoczenia, przyjazna relacja psychiczna – nie po awanturze…). Proszę opisać mężowi wymogi, po spełnieniu których Pani zaprasza go do współżycia. Po kilkukrotnym współżyciu w tych dniach prawdopodobnie mężowi dużo łatwiej będzie poczekać do następnego czasu niepłodności. Wiele tu zależy od Pani mądrości i… pokory. Świat zachęca kobiety w takiej sytuacji do agresji i potem mamy lawinę rozwodów, które niczego nie rozwiązują, tylko pogłębiają krzywdę. Proszę uwierzyć, że każde sakramentalne małżeństwo z Bożą pomocą jest do uratowania.

Jestem w potrzasku, bo widzę jak ten problem narasta. Mąż, wiedząc, że źle się czuję w określonych sytuacjach, jest obrażony, że ja nie okazuję takiego entuzjazmu i euforii, jak by chciał. Ja z kolei czuję się coraz bardziej upokorzona i zapędzona w kąt, z którego nie wiem już, jak wyjść.

Mąż musi zmienić myślenie, by mógł zmienić swoje postępowanie! Niech Pani sama oceni, znając go, czy przeczytanie tego listu mogłoby mu pomóc. Są w nim argumenty rozumowe mogące dotrzeć do przyzwoitego, rozsądnie myślącego mężczyzny.

Staram się być dobrą żoną.

To bardzo ważne. Podziwiając go za to, co jest godne podziwu, i doceniając jego trud w utrzymaniu rodziny, może Pani odzyskać wpływ na jego myślenie i postępowanie. Może w prezencie dla Pani (dobrej żony) zgodzi się na zmiany, które wyprowadzą Wasze małżeństwo z impasu.

Wiem, że mąż musi widzieć, że jest ważny dla mnie, ale jest to trudne.

Trud jest wpisany w każde małżeństwo. Wielkie trudy jesteśmy w stanie pokonywać, korzystając z łaski sakramentu małżeństwa, przybliżając się do Boga.

Współżycie prawidłowe i naturalne (jak Pan Bóg przykazał) jest pięknym i bardzo silnym środkiem budowy miłości, a zarazem szczęścia w małżeństwie

Każda fizyczność dla mojego męża musi się kończyć łóżkiem albo zaspokojeniem jego niegasnącego pożądania, a mnie to paraliżuje przed swobodą w okazywaniu mu czułości.

Proszę o poradę, jak dotrzeć do niego. Jak uzmysłowić mu, że mam granice i uczucia, bo on tego nie rozumie. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie, ale mąż uważa, że jestem dziecinna.

Pozdrawiam 

Ewa (imię zmienione)

Proszę próbować opowiadać mu o sobie, o swoich lękach, ograniczeniach. Uzmysławiać, że uszanowanie tego przez niego pozwoli Pani otworzyć się na nowo i przeżywać wspólne pożycie.

By pomóc mężowi przekroczyć jego egoizm, może Pani go zapytać: „Czy chciałbyś, by twoją ukochaną córeczkę mąż traktował dokładnie tak, jak ty traktujesz mnie? Czy za wszystkie swoje zachowania pochwaliłbyś męża córki?”. Do niektórych taki argument dociera. Pani bezpośrednio mężowi nie wytłumaczy, że źle postępuje. Mogą dotrzeć do niego inni, przyzwoici mężczyźni albo książki, audiobooki czy filmy, takie jak: Ognioodporny, Odważni, Domek nr 6, Boska interwencja, Koło zamachowe, Największy dar… Ta sekwencja powinna skłonić męża do refleksji. W jaki sposób Pani zaaranżuje to, że wspólnie obejrzycie te filmy, to już zostawiam Pani mądrości i inwencji. Czasem Pan Bóg daje „klapsa”, jak Świętemu Pawłowi pod Damaszkiem, oby człowiek zrozumiał to upomnienie…

Niech Pani wykorzysta także wszystkie pomysły, które podsunęłaby Pani swojej synowej, gdyby doszło do takiej sytuacji w małżeństwie z Pani synem. Zapewne wszystkie będą dobre i przepojone troską o męża.

Namawiam bardzo, by mocno trzymać się Pana Boga, najlepiej korzystając ze wsparcia stałego spowiednika. To pozwoli przetrwać kryzys i – daj Boże – wygrać małżeństwo i rodzinę na ziemi oraz w wieczności.

Z Bogiem!

Jacek Pulikowski